Historia 6, Martyna

Ja. A raczej ja i moja depresja.

Zaczęło się od typowych jej syndromów. Ale dwunastoletnia dziewczynka nie znała jej definicji, a jeśli była w stanie skojarzyć jakieś fakty, to wydawało jej się, że dotyczy to tylko dorosłych, że dzieci nie mogą mieć depresji. Mała Martynka, później Martyna, a po czasie „pani” Martyna potrafiła przespać całe dnie, zasypiać gdziekolwiek i kiedykolwiek. Przestała czytać książki. Była to najukochańsza czynność w jej życiu, czytanie. Nie była w stanie, nie potrafiła, słowa jakby przestawały być dla niej ważne. Wyniki w szkole zaczęły się pogarszać, koncentracja gwałtownie opadła do minimum. Martyna nie chciała taka być, chciała się zmienić, próbowała usilnie być inną osobą, gubiąc się sama we wszystkim co czuje i w tym kim naprawdę jest. Raniła przyjaciół, rodzinę i samą siebie. Nienawidziła siebie za nic i za wszystko. Jej myśli zaczęły nabierać ciemnych barw. Rozpoczynając od myślenia pesymistycznego,  po rezygnacyjne, kończąc na myślach samobójczych. Nie widziała dla siebie miejsca na świecie, nie z tak ogromną nienawiścią będącą w niej i kierowaną ku niej samej. Zupełnie przez przypadek znalazła się na oddziale w szpitalu, gdzie powoli zaczynała mieć diagnozowane różne odmiany depresji. Po kilku nieudanych próbach samobójczych, po dwukrotnej hospitalizacji, po tysiącach nieskutecznych leków, po utracie absolutnie ostatniej resztki nadziei, nareszcie trafiła na lekarkę, która naprawdę chciała jej pomóc. Lekarka poleciła terapeutkę, dzięki której absolutna nienawiść do samej siebie nie tylko zmalała, ale także została rozłożona na czynniki pierwsze. Martyna dowiedziała się, że choroba nie jest jej winą, ale ciężkich doświadczeń wieku dziecięcego. Od razu nie było wcale idealnie, lepiej zrobiło się po czasie, oraz po jeszcze jednej hospitalizacji i nowych lekach. Ale ZROBIŁO SIĘ LEPIEJ.

Teraz nie potrafię wyobrazić sobie siebie będącej ponownie w tym potwornym, destrukcyjnym stanie. Było to dla mnie najgorsze doświadczenie w moim życiu, odbierające mi dosłownie wszystko.

Nie dziwię się ludziom pragnącym popełnić samobójstwo, bo sama przeszłam przez piekło. Ale każdego z chociażby myślami rezygnacyjnymi, czy samobójczymi proszę o skierowanie się po pomoc. Bo będzie lepiej, medycyna i wiedza terapeutów jest obecnie na tak wysokim poziomie, że potrafi przynieść chorej osobie prawdziwą ulgę i diametralnie zmienić świat danej jednostki w taki, jakim powinien być. Wystarczy znaleźć jedynie właściwą osobę, której zależy na prawdziwej pomocy drugiemu człowiekowi.

„Gdy miałam około 12 lat, płatki powoli zaczęły opadać, z czasem, cały kwiat zwiądł, po czym zaczął w intensywnym tempie rozkładać się i gnić, kiedy miałam 16 lat. Moim lekarzom udało się jednak z małych odnóżek mojej normalności zasadzić go na nowo i powoli, powoli, od czasu mojej pełnoletniości wyrasta z niego ponownie piękny kwiat.”

Dodaj komentarz

%d bloggers like this: