W sierpniu 2015 roku składałam papiery do szkoły gimnazjalnej. Do wyboru miałam: moje rejonowe gimnazjum, o którym słyszałam same złe opinie (jednym słowem patologia) z klasą językową albo gimnazjum (podobno na czwartym miejscu w rankingu w Warszawie) z klasą integracyjną. Bez wahania, pomimo zdziwienia moich rówieśników wybrałam klasę integracyjną. Pierwszego dnia, po rozpoczęciu, jak i przez kolejne miesiąc chodziłam szczęśliwa (jak to zwykle ja), że mogę uczyć się w jednej z lepszych szkół w rejonie. Nie chciałam się z nikm zaprzyjaźniać bardziej lub mniej, ale wtedy nie wiedziałam jeszcze dlaczego. Później dotarło do mnie, że jestem zupełnie inna, niż wszyscy w tej klasie. Szukali wszystkiego co najgorsze, co złe albo beznajdziejne. W sobie, ale także w innych. Nazywali siebie nawzajem przyjaciółmi, bo nie mieli innych znajomych, którzy mogli ich zaakceptowaćale każdy chciał uciec byle dalej od ludzi, byle dalej od siebie.
Od początku była mi bliższa jedna osoba- miała na imię Basia. Nie mogłam powiedzieć, że była moją przyjaciółką. Ona była dość wycofana. Wiem, że w podstawówce nie wiodło jej się najlepiej. Znałam jej osoby z byłej klasy i wolę nie mówić co o niej myślały. W ogóle udawałam, że nie widziałam i nie słyszałam opinii na jej temat. Chciałam jej dać szanse, czystą kartę. Basia bardzo dobrze się uczyła i możliwe dlatego była mi bliższa. Nie miała problemów z nauką, a wrecz przeciwnie. Widziałam, ze w jej głowie sa nienajlepsze mysli. Bała się czasem, ze ktos ja wysmieje. Kontrolowala każdy swój ruch, by nie popelnic bledu, by się nie wyroznic. Malo o sobie mówiła. Czasem żartem, mówiła, żebym kupila jej leki. Będzie po problemie. Wtedy nie zabardzo rozumiałam o czym ona mowi. Zachowywala się jakby to był zart, ale nim nie był.
Pewnego dnia po skończonym WFie kiedy wszyscy już wyszli, a ja już się przebrałam, poszlam do lazienki. Otworzylam drzwi. W Srodku, na podlodze siedziała, skulona dziewczyna. Kiedy tylko mnie zobaczyla szybko wstala, jakby coś ukrywając. Zahaczyła o mnie ręką, a ja poczułam że moja ręka jest mokra. Spojrzałam na nią. Odbiły mi się pasy krwi. Szybkim gestem chwyciłam Basie, by nie uciekła. Poprosiłam by pokazałam co ma na rękach. Nie chciała, sama wziełam jej rękę. Rękaw był cały we krwi. Od nadgarstka do łokcia. Odpięłam koszule, odsłoniłam ranę. Przemyłam ją i słuchałam słów Basi:
- Ale nic się nie stało. Nidy tego nie przemywam. Teraz jest delikatnie.
Zostaw to. Nie przejmuj się mną.
Nic się nie stalo? Nigdy nie przemywam? To znaczy, ze cześciej się cieła? To rutyna? Te wszystkie komentarze to prawda? To że chciała się zabić, tez? Chwila! To jest delikatnie? Co tu się kurwa dzieje?! Nie wiedziałam co się dzieje, o co zapytać, a ponieważ zadzwonił dzwonek Basia chciała iść na lekcje. Po czymś takim?! Nic nie rozumiem.
- Przecież to boli, po co się kaleczysz? – powiedziałam w końcu.
- To wcale nie boli. Naprawdę. Jak chcesz… zresztą nie ważne
- Co chce?
- .. no wiesz jak chcesz mogę cie nauczyc, zobaczysz, ze wcale nie boli.
- A po co to robisz?
- Bo muszę.
Co to w ogóle znaczy? Nic nie rozumiem. Nie chciałam jej skrzywdzić ani urazić, więc nic więcej nie powiedziałam. Poszłyśmy w kierunku sali, a ja przedzierając się przez tłum na korytarzu zniknęłam, by pójść do psychologa szkolnego. Ponieważ to nie był pierwszy raz kiedy musiałam coś zgłaszać, pani pedagog jakby czytając w moich oczach poszła po Basię. Basia była na mnie wsciekla, że powiedziałam komukolwiek.
Często pisała, że najlepiej by było zeby była martwa, chciała zobaczyć jak jest po drugiej stronie. Po co? Nie rozumiem. Inne dziewczyny w klasie też się cieły bo Basia się cieła. Obiecywały sobie nawajem, ze razem umrą, bo się przyjaznią ( choć znaly się niecałe 3 miesiące). Kiedyś Jedna z nich kupiła Basi leki. Ta chciała ze sobą skończyć. Poszła na ostatnie pietro do łazienki. Gdzie nikt już nie miał lekcji. Ja bylam angielskim, nie widzialam nigdzie Basi. Wybieglam z sali by jej poszukać. Zawiadomiłam pedagogów. Kazali mi wrócić na lekcję.
Nastepnego dnia, powiedzieli, że Basia za trzy dni wyjdzie ze szpitala. Wyszła. Zyję.
Nie rozumiem tego. I nie zrozumiem pewnie tego dlugo. Może basia ma naprawdę problemy, w domu? Nie wiem, nigdy się o tym nie dowiem. Na pewno potrzebuje pomocy i wsparcia. Kogoś kto prawdziwie ją zrozumie, a nie koleżanek, które cały dzień się głowią, żeby znaleźć co złego zadziało się w ich życiu, by móc pochwalić się przyjaciółce. One i nie tylko one, wyolbrzymiają problemy, niektóre świadomie, na siłe, a niektóre po prostu nie wiedzą jak dobrze im się wiedzie. To wszystko siedzi w głowie. Tu trzeba popracować, a będzie się miało lepsze życie.
Co myślę o samobójstwach? Nie mam pojęcia. To są sprawy indywidualne- to prawda. Nie można tego kategoryzować. Nie można podporządkowywać tego, porównywać.
Jedyne co wiem, to, to że całe nasze życie zależy od naszego nastawienia, którego można nauczyc się samemu, można je mieć wpisane w charakter czy tez przez nauke rodzica. Trzeba zauważać co dzieje się wokół nas dobrego. Wszyscy prędzej czy później będziemy mieć problemy. Niektórzy mają je na pocątku życia, na start. Przez co poddają się, bo nie wiedzą, że życie może być lepsze. Ale uważam, że WARTO ŻYĆ.